martes, 18 de agosto de 2020

ODRAZA


Origen: Polonia, Cracovia.
Formados: 2009
Estilo: Black
Temática: Alcohol, depresión y vanidad.
Enlaces: Bandcamp y youtube
Miembros:
  • Priest Batería y guitarra
  • Stawrogin Bajo, guitarra y voces
Discografía:

  • Esperalem tkane CD 2014
  • Kir Direto 2015
  • Rzeczom CD 2020
  • Acedia EP 2021


RZECZOM (2020)
Odraza pertenece a asa nueva hornada de bandas emergentes de la escne polaca que tiene un pie puesto en el black de los años noventa y otro en los nuevos estilo e influencias actuales que no dudan en fusionar en sus tema; bandas como los emergentes Gruzja o Massemord de la cual forman parte sus integrantes serían ejemplos claros de lo que hablo. El segundo álbum de los polacos es un viaje a lo más oscuro e infecto del ser humano, un viaje a la desesperación, al egoísmo y a las más viles pasiones de la mano de un black retorcido, repleto de cambios imposibles y de explosiones de sonido sin previo aviso. Odraza ya nos tenia avisados con su "Esperalem tkane" (2014) de la fusión de la que hace gala su propuesta. Tomando como base un sonido black un tanto atípico, rozando el vanguardismo en algunas estructuras, Odraza va incorporando paisajes ambientales, intimistas, elementos folk, jazz, post, shoegaze; todo de forma coherente, permitiendo al oyente sumergirse en su música y apreciarla como una experiencia total. La propuesta de Odraza a pesar de lo que podamos pensar después de leer esto, es una propuesta oscura y densa, elemento definitorio de este álbum, pero por ello no renuncian a incorporar voces limpias y pasajes acústicos; la sensación es la de una bestia que descansa tranquila en el seno del álbum y que toma el control de forma repentina en los enrevesados cambios de ritmo que nos ofrece Odraza a lo largo de todo el álbum. Estos cambios de ritmo y registro son constantes, llevándonos en volandas desde la mayor visceralidad y rabia, hacia terrenos limpios y mesurados. Un álbum complejo, denso, que renuncia al sonido más clásico del black, para adentrarse por terrenos repletos de diferentes estilos, que sin llegar a la experimentación ni al vanguardismo de una forma clara, si que eclosiona en un álbum provisto de una innegable riqueza musical, que sabe conservar un trasfondo profundo y oscuro al mismo tiempo que sigue explorando nuevos terrenos más allá del black. (7,9).



1. Schadenfreude 04:18
  Nie przyszło dworca widmo
I choć piwnica już inna, to głowa ta sama
Z Korony w samotność – z Łokietka w banał
Ze Śląska do zmierzchu – z Krakowa do rana
Z uporem nekrofaga – bez salw, hejnałów i bez werbli drążę historię swojego upadku

Nie przyszło dworca widmo
To była tylko garść skradzionych dramatów
Wola bezmocy
Beztroska pustka
Błoga dekada pod ziemią
Bo każda prawda kłamstwem stoi
Jak męt na raucie zwycięzcy
Odpowiadam czule i prawdzie nie skłamię:
"Kłamałem, kłamię i okłamię!"

I kłamać
Pozorami odmierzać tożsamość
I kłamać
Kłamstwa zaplatać w pętlę na waszą ciekawość

Ja – miasto murów, baszt, fortyfikacji
Potiomkinowskiej elegancji
By tych z góry ściągnąć do siebie, a tym w dole rozdeptać gardła
I uśmiechem się stać
2. Rzeczom 05:21
Dwie larwy tu bywają Siksy kameliowe Diada, co nocą snuje się tramwajem Z pętli w pętlę Zawsze razem Tak jeżdżą, by nie dotrzeć Z nory w norę W dziób za cztery banie Nim brzask przyjdzie brochy rozprują Skóry zetrą Brecht na świat wyplują Tak, to wasz teatr wy wilki stepowe Gdy wam się życie mieści w piździe, Wam wygrać to przegrać w małym polskim mieście Bóg Polmos - matka brama Wyją po nocy nudy kokoty Sucz – wódka – mróz Wyrok za wyrok, wirus za wirus Trwoga jak nóż. "To moje dzieci i w nich ziemię zaklinam. Nieludzką prawdę robaczych zwitek W ich mokrych grobach drwią z was ambicje Warczą rzeczy... tam gdzie Basztowej kłania się święty Wincenty" Rzecz Syta wesz Rzecz twoja karna jest – czy zmyła z siebie mnie? Ukłuciem – czarem – snem Od tej nocy Aż do końca Wasz sterczący diabeł Zatańczy jak zagracie Bez ustanku W dzikim pędzie Z pętli w pętlę Będzie gnał wkoło Będzie śpiewał nam... Rzeczom  
3. W godzinie wilka 04:50
 Od dobrych kilku lat
Zabiłbym się najchętniej, choć sensu w tym tyle, co w trwaniu i boję się głupio
Od dobrych kilku lat
Upchnięty w gumowym przegubie, w korku z ludzkich oddechów - patrzę tak, byś nie chciał do mnie mówić
Od dobrych kilku lat
Pragnę zimy, gdy lipiec, a znieść już nie umiem, gdy noc po szesnastej
Od dobrych kilku lat
Wiem, że kłamstwo to cnota wygody
Z niejednej bajki spadłem
Zawsze na swą tłustą dupę

Od dobrych kilku lat
Tak bardzo chcę być szczery, a jeśli mam być szczery, to chciałbym ciebie w nią, zamienić ciebie w nią
Od dobrych kilku lat
Snu mi brakuje – nie myśli, domy nie stają na głowie, nikt już nie tańczy – asa tadarasa
Od dobrych kilku lat
Spowiadam o trzeciej nad ranem
Znam swoje rzeczy wtedy doskonale
Między zdychaniem, a zmartwychwstaniem 
4. ...twoją rzecz też 05:43
Pleciony strachem i słabością wieniec łonowy z wielu łon – Ze wszystkich rzeczy, które mogłeś mieć... Jego rzecz też?! Jego rzecz... weźmiesz w objęcia w sadzy, w popiele Bierz, bo on nie wie Wielu pościeli duch skarlały stary wytarty lajerman – weźmie je w zęby, weźmie w łapy, jedną melodię będzie na nich grał Weźmie w zaułku, w bramie, w potrzebie Weźmie, bo niczego o nim nie wiesz Magdaleno, Ewo, Różo Chciałaś być moją duszą i ciałem – ciało starczyło, duszy nie chciałem Angeliko, Anno – niech z was wróżą Chciałaś być moją duszą i ciałem – ciało starczyło, duszy nie chciałem Katarzyno, Kingo Chciałem być twoją duszą i ciałem... Nieprzerwanym ruchem ręki karmić swoje katarynki I nie zmieniać im piosenki nieprzerwanym ruchem ręki  
5. Długa 24 02:06
Blady brzask, kredowa biel Czynszowy gmach, spocony sen Zataczał kręgi męski zew A jej z iskier krzesać dzień Czy wiesz, ile to lat? Płacić "nie" i wróżyć "tak" Szaruga długi ogon ma Zamiecie dzieci w strychów strach Podwórze kamienne, zduszony jęk Zadał ich matce brudny kąt Ten pan z zamurza – to nie ten A pan z parteru – butla w łeb Czy wiesz, ile to lat? Dzieci z koronki – mróz i szadź Im sny z papieru, płochy dom Jemu z banderol czytać noc  
6. Świt opowiadaczy 06:01
Najpierw do pieców wygnali stąd Żydów
Potem w te progi zamietli nas
Rzeczy... czwórkami do piekła szły
Wpierw ojca ojciec
Szaber i bas
Tabaka i wóda
Sznur i las
Potem twój stary mróz
Bił komunę bimbrem, siarą i solidarnością
Zapomniany przez wszystkich
Walczył tym samym, lecz już tylko z tobą
Nie patrzył gdzie bił, a bił mocno

Ach, to nic, że tak bolały rany
Przegramy ze światem i żadna w tym siła
Jak śmierć niestraszna bez życia
Jak noc co dnia nie stworzyła

I znów...
Wschód słońca po śniegu k nam bieży
A z kominów dym
I z wież szarych w łeb walą dzwony wspomnień, których nigdy nie miałaś
7. Młot na małe miasta 05:41
Nie mam czasu mówić już nic W zadyszce rutyn ruin W wąskich gardłach od świateł to świateł O jeden krok za diabłem Nie mam siły mówić już nic Między szyciem snów i pianiem banałów Tak bardzo kurwa chcę zapalić, Bo ten gest i ten smak razem z nocą dobrze wodzą W twoje wiersze zawsze prozą Zawsze jeden krok przed tobą Choć bezpieczniej tutaj grać w półprawdy Moralnie wyższy odruch stadny Wyrwać dobrą frazę z listy dobrych fraz Może chociaż dobrze brzmi, bo od dawna nie znaczy już nic I gdy zmierzch zakrzepnie w ołów W ciemność pójść za latarniami I ograne płyty z końcem świata Nakręcać gestem apostołów Tyle mnie we mnie, ilu nas było A każdy z nas to maska Młot na małe miasta Jesień to nie melancholia Jebać planty za mgłą One kłamią jak wszyscy w tym mieście Jesień to sny o każdej z was – o potędze Po dzwonku na życie, a przed waleniem konia Cipy idę węszyć – psem jestem I gdy zmierzch zakrzepnie w ołów W ciemność pójść za latarniami I ograne płyty z końcem świata Nakręcać gestem apostołów Tyle mnie we mnie, ilu nas było A każdy z nas maska Młot na małe miasta   
8. Najkrótsza z wieczności 05:06
Z chorego ciała, z łaski boga, przekleństw, zwątpienia Z zaciekłości, z oczekiwań, jadu porównań, osierocenia Choinki, gwiazdki z nieba i święta, a płacz w kącie zgrzyta Najkrótsza z wieczności Wieczność dzieciństwa I czekasz tu od tylu lat Choć już nie wiesz na kogo – Zapomniałem, zapomniałem, zapomniałem Sypiać z zimną pustką, rwać z głowy wspomnienia To jego siła Twojego syna Z chorego ciała wyrosły rzeczy głodne nocą Z upokorzeń maska błazna, szyderca, kłamca i zdrajca Koronki, krzyże, różańce, zaklęcia, a płacz w kącie zgrzyta Największa z miłości Miłość męczeństwa I czekać będziesz tyle lat I zapomnisz na kogo I ja zapomnę, ja zapomnę Ołów na niebie, na gryfie zima To moja siła
9. Bempo 06:29
   Nerwica jak order
Nerwica na oślep
Psychoza na proporce
Co noc ogłaszam swój pogrzeb
Co noc oglądam swój pogrzeb
I chciałbym w tym roku już wiedzieć, kto rodak, a kto mi napluje na grób
Dziś staram się bardzo nie starać
Dziś staram się raczej nie dawać

Pierwsze drzwi otwarte,
żebym zagościł
Drugie drzwi na oścież,
żebym nie chciał usiąść
Trzecich drzwi "To nie ja" nie mam
Nie jestem, a bywam

I czekam tu od tylu lat... choć już nie wiem na kogo

Wysiadłem w Warszawie
Wysiadłem w Warszawie
Było już kilka tych Warszaw
A każda w koronkach i każda się łasi, i każda nęci, zaprasza
Dziś staram się bardzo nie starać
Wycierać strach w obce prześcieradła
Dziś staram się raczej nie dawać
Do wora i do Wisły
Skurwysny

"A ja mówię do niej ciągle
Rzeczy, których nie usłyszy
Na tej wyspie, pustej turni
W roztrzaskanej ratyzbonie
I nie pójdę dzisiaj spać
Bo znowu tam będzie
Nie dziewczyna sny zaprzęga
To rzecz w czerwonej sukience"
10. Ja nie stąd 08:01   instrumental
  53:36






No hay comentarios:

Publicar un comentario