sábado, 14 de junio de 2014

WEDRUJACY WIATR

Origen: Polonia, Rabka-Zdrój/Olsztyn
Formados: 2011
Estilo: Black atmosférico.
Temática: Folklore polaco, leyendas,  naturaleza y noche
Enlaces: Lastfm
Miembros:
  • Razor Batería, letras, teclados y voces
  • W. Bajo, guitarra y letras
Discografía:
  • Tam, gdzie miesiąc opłakuje świt CD 2013
  • O turniach, jeziorach i nocnych szlakach CD 2016
  • Zorzysta staje oćma CD 2022
  • Zorzysta staje oćma CD 2022

TAM. GDZIE MIESIAC OPLAKUJE SWIT (2013)
El primer lanzamiento de este dúo procedente de Polonia es un álbum de black atmosférico más que interesante. Con unas canciones extensas y muy trabajadas se hace un tanto complicado describir la enorme cantidad de sensaciones que logran transmitir al oyente. Su música tiene un tremendo arraigo en la naturaleza y en las tradiciones folk polacas y va fluyendo entre parte lentas de gran belleza y emociones que recrean la soledad en un entorno natural y las otras partes que nos encontramos son las típicamente metálicas, majestuosos riffs melódicos y tristes a los que acompañan las voces rasgadas y desesperadas. Black atmosférico en estado puro en un primer álbum que deja las expectativas muy altas para futuras ediciones del este combo polaco que han sabido transmitir como pocos la fuerza y la soledad de la naturaleza. Su música trasciende las barreras del black y se adentra en terrenos poblados de leyendas y folklore difíciles de encontrar en otros lanzamientos similares. Después de haberse sumergido en la escucha de este álbum de apenas cuarenta y un minutos la percepción sobre el black atmosférico del oyente no será la misma, seguro. (9,2)


1. Wędrujący wiatr 01:23  
2. Tam, gdzie miesiąc opłakuje świt 11:33
Tam, gdzie Miesiąc opłakuje Świt wśród śnieżnych zjaw grudnia, oczekując na zwycięstwo nocy nad dniem... Tam wędrowiec przecina Chorsa szlak szukając serca swej matki, którego bicie rozbrzmiewa w gwiaździste noce... Pośród bezkresnego labiryntu sosen i świerków, z dala od świętego ognia, tam, gdzie gwiazdy tańczą dla Miesiąca... Taniec sosnowych cieni, wśród bezkresnej twierdzy snów... O murach z nocnych mgieł, o wieżach z śniących drzew - jej korzenie sięgają coraz głębiej... Jej mury sięgają coraz dalej, ku horyzontom wieczności, jej sercem jest ta ziemia... Wędrowiec podnosi jej garść ku nocnym niebom, zastyga w zadumie przedświtu... Tam, gdzie Miesiąc opłakuje Świt, kruki snują opowieści nocy i wśród drzew hula wiatr wyśpiewując pieśni skargi Tam, gdzie Miesiąc opłakuje Świt, twierdza snów trwa niewzruszenie, otoczona ciszą nocy... Patrząc w niebo ze szczytów zalesionych gór, wędrowiec słucha tej pieśni, jakże wzniosłej i smutnej...! Którą na skrzydłach wiatry niosą od wieków we wszystkie strony świata... Wyciąga starczą dłoń ku bezkresom nieba wspominając jesienne dni, gdy lasy płonęły ogniem... Na niebie łabędzi klucz.   
3. A nurów krzyk wiatr na skrzydłach nocy niesie... 10:32
Czarna noc przychodzi nagle witana ujadaniem psów...
I tylko chłodny wiatr włóczy się śpiewajac pieśni po uśpionych wioskach...
I nic już nie zakłóca ciszy, która tka polne mgły z człowieczych snów...
I tylko wędrowca niespokojna dusza nie chce ulec kojącej pieśni nocy...

Może pisane było mi wędrować bez końca?
Słuchać cichej melodii nocy w śpiącym polu...
I kierować się zimnym Miesiączka blaskiem błądząc po uśpionych ziemiach?
Może pisane było mi wyczekiwać świtu na graniach...
I liczyć dusze na czarnym płótnie nieba?
Wypatrując jutrzenki, której oblicze łagodne zwiastuje trudy nowego dnia?

A nurów krzyk wiatr na skrzydłach nocy niesie,
gnając wraz z płanetnikami przez krainy snu,
gna orszakiem przez niebiosa ku czerwieniejącym horyzontom świtu...
Noc odchodzi nagle, nie żegnana przez nikogo,
i choć świat zapełnia się tysiącem głosów, wiatr wciąż gra swą pieśń.
4. Wędrowiec wyciąga starczą dłoń w stronę gwiazd 10:34
Spędziłem całe me życie na wielkiej wędrówce, aż dotarłem tu, gotowy do wiecznego snu... Umiłowałem te bory wspaniałe, miejsce wieki liczące, gdzie duchy przodków wśród drzew krążą, gdzie błędne ogniki, gdzie pod korzeniami drzew mogiły dawne... Lasy, których płomień istnienia nigdy nie zgaśnie... Słońce krwawe skrywa się za krainę górską, słyszę echo wilczych wołań, baśni z głębi boru, wszystko pomrok spowija, las okrywa cienia całun... Umilkł ostatni ptak, niesie się wiatru szept, w płaszczu tkanym z gęstej mgły, nadszedł ojciec- Borowy... Leśny starzec, borów pan, swą opiekę drzewom dał... Oddechem zimnym powiał mróz, głęboki chłód ścisnął me kości... Wszak to oddech śmierci- cichej, milczącej... Czuć drewna woń, ogniem trawionego... To płomień przeszył leśny mrok, oto nadszedł tułaczki kres... 
5. W srebrnej łunie, pośród chłodów nocy 07:09  
  41:11
 



No hay comentarios:

Publicar un comentario